ły się spódnice, serwety, firanki, lampa i trzy maty do wycierania nóg.
— Aa, pani kupuje płaszczyk podróżny — zapytała.
— O nie... bo są szkaradne; — odparła pani Desforges.
Ale pani Marty natrafiła na jeden prążkowany, który jej się wydawał wcale niebrzydki. Córka jej Walentyna, już go właśnie oglądała. Wówczas Dyoniza wezwała Małgorzatę, żeby podała przeszłoroczny model płaszczyka; tamta zaś porozumiawszy się z nią wzrokiem zapewniała, że to wyjątkowy jest okaz... Skoro przysięgła, że już dwa razy obniżono jego cenę ze stu pięćdziesięciu na sto trzydzieści franków, a teraz oddadzą go za sto dziesięć franków, pani Marty okazała się bezsilną wobec tak taniego przedmiotu i kupiła go, a subiekt pozostawił krzesło wraz z całą paką sprawunków.
Jednakże za plecami tych pań, pośród trącania się w zamęcie sprzedaży, plotki o pani Frédéric szły swoim porządkiem.
— Doprawdy! Miała kogo? — pytała nowoprzybyła panna sklepowa.
— Tego z kąpieli... przecież... — odrzekła Klara — takim cichym wdowom nie trzeba dowierzać.
Podczas gdy Małgorzata pokazywała płaszczyk, pani Marty obróciła głowę i wskazując na
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/413
Ta strona została skorygowana.