Klarę lekkim ruchem powiek, rzekła bardzo cicho do pani Desforges.
— Oto kaprys Moureta.
Ta, zadziwiona, spojrzawszy na Klarę a potem na Dyonizę, — odpowiedziała:
— Ależ nie ta wysoka, tylko ta niska.
Pani Marty nie śmiała się już upierać; ona zaś rzekła znowu głośno i wzgardliwie, jak dama mówiąca o pokojówkach:
— Może wysoka i niska, wszystkie co chce!
Dyoniza usłyszawszy to, zbladła i podniosła swe wielkie i niewinne oczy na tę nieznaną damę, która ją tak zelżyła. Musi to być ta pani Desforges, owa przyjaciółka, którą podobno odwiedza pryncypał, powiedziała sobie. W spójrzeniu jakie zamieniły, Dyoniza wyraziła tak smutną godność i szczerą niewinność, że się Henryeta zmieszała.
— Kiedy panna nie masz nic znośnego do pokazania, to zaprowadź mnie do sukien i kostiumów; — rzekła szorstko.
— Ja także tam pójdę, — odezwała się pani Marty — chciałam właśnie obejrzeć kostium dla Walentyny.
Małgorzata wziąwszy krzesło za grzbiet, ciągnęła je na tylnych nogach, niszcząc tem wożeniem. Dyoniza niosła zaś tylko kilka metrów fularu, kupionego przez panią Desforges. Była to zupełna podróż teraz, odkąd suknie i kostiu-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/414
Ta strona została skorygowana.