niosła sukienkę dla siebie, Edward cały zbiór trzewiczków, a mały Lucyan miał na głowie nowe kepi.
— I ty tutaj, — powiedziała pani Desforges ze śmiechem do swej koleżanki z pensyi.
— Nie mów mi o tem! — wykrzyknęła pani Bourdelais. Jestem wściekła. Chwytają nas w sidła za pomocą tych istotek. Wiesz, że dla siebie nie robię zbytków, ale jak tu się oprzeć dzieciom, które się napierają wszystkiego? Przyszłam, ażeby je oprowadzić tylko, tymczasem patrz, rabuję magazyn.
Mouret znajdujący się tam jeszcze w towarzystwie panów Vallagnosc i de Boves, przysłuchiwał się temu z uśmiechem. Zobaczywszy go, uskarżała się wesoło, tając szczere oburzenie, że zarzuca sieci na czułość macierzyńską; myśl, że uległa gorączce reklamy drażniła ją. On zaś uśmiechnięty, uchylał głowy, ciesząc się swym tryumfem. Pan de Boves póty manewrował, żeby się zbliżyć do pani Guibal, póki wreszcie nie przystąpił, starając się umknąć przed Vallagnosc’em; ale ten zmęczony przebijaniem się przez ciżbę, pośpieszył z nim się połączyć. Dyoniza znowu się zatrzymała; czekając na te panie odwróciła się ona plecami; Mouret także udawał, że jej nie widzi. Odtąd pani Desforges, kierowana delikatnym węchem zazdrosnej kobiety, przestała wątpić. Podczas gdy jej prawił grzeczności, towarzysząc jej kilka kroków, jak przystało na
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/420
Ta strona została skorygowana.