Właśnie w tej chwili nadeszły tamte panie; Mouret im towarzyszył i zatrzymał je na chwilę jeszcze, żeby wskazać inspektora Jouve, śledzącego ciągle ową ciężarną kobietę i jej przyjaciółkę. Było to bardzo ciekawe, bo trudno sobie wyobrazić, jaką wielką liczbę złodziejek łapano przy koronkach. Pani de Boves, słuchając wyobrażała sobie, że idzie pomiędzy dwoma żandarmami, pomimo lat czterdziestu pięciu i wysokiego stanowiska męża. Nie czując jednak wyrzutu sumienia, myślała tylko o tem, że powinna była wsunąć sztuczkę w rękaw. Jouve zdecydował się nakoniec przytrzymać ciężarną kobietę, straciwszy nadzieję złapania jej na gorącym uczynku, zresztą podejrzywał, że tak zręcznie napełnia sobie kieszenie, że nie mógł tego dostrzedz. Zrewidował na osobności, nie znalazł nic, ani jednej krawatki, ani jednego guzika, ale przyjaciółka znikła. Teraz wszystko zrozumiał; kobieta ciężarna służyła tylko za parawan a przyjaciółka kradła.
Damy ubawiły się tą przygodą; Mouret zaś trochę rozdrażniony, powiedział tylko:
— Ojciec Jouve dał się złapać tym razem... ale on to powetuje.
— Wątpię żeby temu podołał — rzekł Vallagnosc — zresztą dlaczego rozkładacie tyle towarów? Dobrze robią, okradając was. Nie należy kusić do takiego stopnia bezbronnych kobiet.
Było to ostatnie słowo, które zabrzmiało jak ostra nuta w tym dniu, wśród rosnącej gorączki
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/423
Ta strona została skorygowana.