szczupłe nawet zajmowały dużo miejsca, nabierając arogancji. Wszystkie z głową do góry, z ostremi ruchami, były jak u siebie, nie okazując grzeczności jedna drugiej, korzystając z tego domu do takiego stopnia, że aż pył ze ścian z sobą zabierały, pani Bourdelais, chcąc sobie powetować wydatki, znowu zaprowadziła dzieci do bufetu, gdzie się tłumy potrącały w napadzie szalonego głodu, matki nawet raczyły się do zbytku malagą. Od chwili otwarcia magazynu, wypito osiemdziesiąt litrów soku i pięćdziesiąt litrów wina. Kupiwszy podróżny płaszczyk, pani Desforges zażądała rachunku w kasie i odjechała, rozmyślając, jakimby sposobem zwabić do siebie Dyonizę i upokorzyć ją wobec Moureta, żeby zobaczyć ich miny i zmiarkować jak rzeczy stoją. Gdy się nakoniec udało panu de Boves zginąć w tłumie wraz z panią Guibal, pani de Boves, której towarzyszyli córka jej Bianka i Vallagnosc, przyszedł kaprys poprosić o czerwony balonik, chociaż nic nie kupiła. Nie chciała wyjść z pustemi rękami, a tym podarunkiem mogła zjednać sobie przyjaciela w synu odźwiernego. W sali, gdzie te cacka rozdawane były, napoczęto czterdziesty tysiąc, czterdzieści tysięcy czerwonych baloników, które wyleciawszy z ciepłego powietrza, obecnie bujały po całym Paryżu, rzucono z firmą Bonheur des Dames.
Wybiła piąta godzina, ze wszystkich tych pań pozostała tylko pani Marty z córką w ostatnim
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/425
Ta strona została skorygowana.