wykrzyknął kasyer, którego twarz obwisła i zwiędła, zdawała się rozpromienioną, jakby odblaskiem tak znacznej sumy.
Był to dochód, jaki się jeszcze nigdy nie zdarzył Mouretowi. W głębi magazynów, które Lhomme przeszedł powoli, ociężałym krokiem, jak wół zbyt obładowany, słychać było hałas, wybuchy podziwienia i radości, które za sobą pozostawiała w przechodzie ta olbrzymia cyfra.
— Ależ to wspaniałe! — powiedział zachwycony Mouret. — Mój poczciwy Lhomme, złóż to tutaj i odpocznij, boś strasznie zmęczony. Każę zanieść te pieniądze do kasy centralnej. Tak, tak wszystkie złóż na mojem biórku. Chcę widzieć cały stos.
Cieszył się jak dziecko. Kasyer z synem złożyli ciężar: torba wydała wesoły dźwięk złota, dwa worki wylały na stół strumienie srebra i miedzi a z pugilaresu wyglądały rożki biletów bankowych. Cała strona ogromnego biurka była zawalona tą fortuną, zebraną w ciągu dziesięciu godzin.
Skoro Lhomme z synem oddalili się, ocierając pot z twarzy, Mouret jakiś czas pozostawał nieruchomy, zadumany, z oczami wlepionemi w pieniądze. Podniósłszy głowę ujrzał Dyonizę, która się odsunęła przy wejściu kasyera. Wówczas począł się znów uśmiechać, zmusił by przystąpiła bliżej i powiedział nareszcie, że jej tyle da,
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/429
Ta strona została skorygowana.