tą, pozwolała sobie na niektóre zbytki i tak: miała edredonową kołdrę, pokrytą gipiurą, dywanik przed szafą i na gotowalni dwa wazoniki szklanne niebieskie, w których więdły róże.
Obuwszy się spróbowała chodzić po pokoju, lecz musiała chwytać się sprzętów, kulejąc jeszcze trochę. Nie traciła nadziei, że rozchodzi nogę; rada jednak była, że nie pójdzie na obiad do stryja Baudu i że prosiła stryjenkę, żeby się przeszła z Pépé, oddanym znowu na pensyę do pani Gras. Jan, który ją odwiedził poprzedniego dnia, miał być także na tym obiedzie. Wprawiała się zwolna w chodzenie, obiecując sobie, że się wcześnie położy, ze względu na nogę, — kiedy zapukała pani Cabin i oddała jej list z tajemniczą miną.
Gdy się drzwi zamknęły, Dyoniza zdziwiona znaczącym uśmiechem tej kobiety, otworzyła list... Zbladła i oparła się o krzesło; był on bowiem od Moureta, który wyrażając radość z jej wyzdrowienia, zapraszał ją na obiad, z powodu że jeszcze wychodzić nie może. Ton bileciku zarazem poufały i ojcowski, nie miał w sobie nic obrażającego; ale nie mogła wątpić, że cały Magazyn wie dobrze, co znaczy w gruncie podobne zaproszenie; kursowała o tem nie jedna legenda. Klara była na obiedzie u pryncypała, inne także, wszystkie zresztą, które wpadały mu w oko. Żartobliwi subiekci twierdzili, że po obiedzie następowały wety. Biała twarz Dyonizy zwolna zalała się strumieniem krwi.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/432
Ta strona została skorygowana.