Upuściwszy list na kolana, siedziała z bijącem sercem wpatrzona w olśniewające światło jednego z okien. W tymże samym pokoju w ciągu bezsennych nocy, zmuszoną była zrobić przed sobą wyznanie: jeżeli drżała jeszcze gdy przechodził, wiedziała, że to nie przez nieśmiałość; dawne pomieszanie i obawa mogły być tylko bezpośredniemi skutkami miłości, wzburzeniem zradzającego się uczucia w jej dziecinnie dzikiej duszy. Nie rozumowała, tylko czuła, że w jej sercu gościła zawsze miłość, od chwili kiedy drżąc cała i jąkając się, przemówiła dziś po raz pierwszy. Kochała go wtenczas kiedy w niej wzbudzał strach, jako surowy pryncypał i wśród marzeń o Hutinie, kiedy mimowoli ulegała potrzebie kochania. Możeby się była oddała innemu, ale serce jej należało do tego tylko człowieka, który jednem spojrzeniem wzburzał ją całą. Wśród oślepiającego światła wpadającego przez okno, przesunęła się przed jej oczami wskrzeszona przeszłość, surowość jego w pierwszych czasach, przechadzka miła pod cieniem drzew Tiulieryjskiego ogrodu, wreszcie żądza jaka obejmowała ją od czasu jej powrotu. List zsunął się na ziemię, a Dyoniza ciągle patrzyła w okno, którego blask ją olśniewał.
Nagle ktoś zapukał; podniosła więc śpiesznie list i schowała go do kieszeni. Była to Paulina, która wymknąwszy się ze swego oddziału pod jakimś pozorem, przyszła pogawędzić trochę.
— Jakże się masz? Już się nie spotykamy.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/433
Ta strona została skorygowana.