wego; podczas gdy pan Mouret!... Czy pan Mouret może się ożenić ze swoją sklepową?
Śmiała się coraz głośniej, całując włosy Dyonizy. Jej pełna twarz z tkliwemi oczkami, wyrażała współczucie macierzyńskie. Potem wstała by otworzyć fortepian i jednym palcem zagrała motyw: „le Roi Dagobert”, zapewne dla rozweselenia sytuacyi. Wśród pustki salonu, którą zdawały się powiększać białe pokrowce na meblach, dochodziły uliczne odgłosy; hałaśliwe nawoływania przekupki, sprzedającej zielony groszek. Dyoniza nawpół leżąca na kanapie, z głową opartą o poręcz, zanosiła się od płaczu, starając się stłumić łkania chustką.
— Jeszcze! — zawołała odwracając się Paulina. Doprawdy nie jesteś rozsądna... Dla czegoś mnie tu przyprowadziła?... Trzeba nam było pozostać w twoim pokoju.
Uklękłszy przed nią, znowu jej zaczęła prawić nauki:
— Ileż to dziewcząt pragnęłoby się znaleźć na twojem miejscu! Zresztą, jeżeli nie chcesz, cóż trudnego odpowiedzieć nie! i nie trapić się tak bardzo. Ale zastanów się dobrze, nim zaryzykujesz swe położenie przez odmowę, niczem nie dającą się usprawiedliwić kiedy jesteś wolną. I cóż w tem tak strasznego? Potem kazaniu, zaczęła szeptać wesoło jakieś żarciki... w tem usłyszały czyjeś kroki na końcu korytarza.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/437
Ta strona została skorygowana.