izbami na towar: dwie naprawo, dwie na lewo i nic więcej.
Wzruszenie ogarniało całą rodzinę. Po krótkiem milczeniu Genowefa odważyła się wtrącić słowo:
— Kundmani nas lubią, ojcze. Nie trzeba tracić nadziei. Dziś nawet, pani Desforges i pani de Boves przychodziły. Czekam także na panią Marty co do flaneli.
— Czy uwierzysz — szepnęła pani Baudu swym osłabłym głosem — żeśmy widzieli ten handel tak małym, jak chustka do nosa! Doprawdy, moja kochana Dyonizo, kiedy go Deleuze’owie założyli, miał tylko jedno okno od ulicy Neuve Saint-Augustin, jakby afisz, na którym się mieściły dwie sztuki muślinu i trzy sztuki perkalu. W sklepie nie można się było obrócić, z powodu ciasnoty.
Vieil Elbeuf, który istniał już od lat sześćdziesięciu, był już wówczas takim, jakim dziś go widzisz. Ach! wszystko się zmieniło, wszystko!
Potrząsnęła głową; w słowach tych, powoli wypowiedzianych, zawierał się dramat całego jej życia. Urodzona w Vieil Elbeuf, kochała w nim wszystko, nawet wilgotne kamienie, żyła w nim i dla niego. Dawniej szczyciła się tym handlem, w całej dzielnicy najzamożniejszym, najlepiej zaopatrzonym — potem wystawioną była na tę boleść, że współzawodniczący z nimi handel, rozwijał się coraz bardziej i w końcu stał się nawet groźnym dla sąsiadów. To upokorzenie Vieil
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/44
Ta strona została skorygowana.