dów, kiedy posiada też same prawa co Dyoniza a nawet dawniejsze.
— Patrzcie, prowadzą położnicę; — szeptała ujrzawszy panią Aurelię, wiodącą pod rękę Dyonizę.
Małgorzata wzruszyła ramionami.
— Czy ci się zdaje, że to dowcipne!
Wybiła godzina dziewiąta. Z jasnego błękitu nieba spływał żar na ulicę; dorożki toczyły się ku dworcom kolejowym; cała ludność odświętnie przystrojona, ciągnęła długiemi szeregami ku lasom przedmieść. W magazynie zalanym blaskiem słońca, przez otwarte wielkie okna, zamknięty personel przystąpił do spisywania inwentarza. Z drzwi powyjmowano klamki. Ludzie stawali na chodnikach i zaglądali przez szyby zdziwieni, że magazyny zamknięte, a wewnątrz panuje taki ruch niezwykły. Po wszystkich galeryach i piętrach od góry do dołu, słychać było dreptanie subiektów, z rękami wzniesionemi w górę; przerzucanie paczek ponad głowami; a wszystko to pośród krzyków wygłaszanych cyfr. Zamęt ten wzmagał się i przechodził w ogłuszający hałas. Każdy z trzydziestu dziewięciu oddziałów robił swoje, nie zważając na sąsiednie. Zresztą wzięto się dopiero do przedziałek: na ziemi leżało tylko kilka sztuk towarów. Trzeba było wprawić maszynę w większy ruch, aby skończyć robotę do wieczora.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/440
Ta strona została skorygowana.