— Dla czego pani zeszłaś, — zapytała uprzejmie Małgorzata, zwracając się do Dyonizy — gotowaś sobie zaszkodzić, a nas tu jest dosyć.
— Ja jej to samo mówiłam, — odezwała się pani Aurelia — ale chce nam koniecznie pomagać.
Wszystkie panny otoczyły Dyonizę, przez co praca była przerwaną. Prawiły jej grzeczności i słuchały z wykrzykami opowiadania o zwichnięciu nogi. Nakoniec pani Aurelia usadowiła ją na krześle przy stoliku, gdzie miała zapisywać wywoływane artykuły. Zresztą w niedzielę przeznaczoną na spis inwentarza wszystkie osoby piśmienne powoływano do tej czynności: inspektorów, kasyerów, subiektów kantorowych, nawet chłopców sklepowych. Oddziały rozbierały pomiędzy sobą tych jednodniowych pomocników, aby prędzej zakończyć robotę. W ten sposób Dyoniza ujrzała się obok kasyera Lhomme’a i chłopca Józefa; obaj siedzieli pochyleni nad ogromnemi arkuszami papieru.
— Pięć płaszczyków sukiennych, obszytych futrem, trzeciej wielkości, po dwieście czterdzieści! Obwoływała Małgorzata. Cztery takie same, pierwszej wielkości, po dwieście dwadzieścia!
Robota rozpoczęła się na nowo. Po za Małgorzatą trzy sklepowe wypróżniały szafy, gatunkowały artykuły i podawały je wiązkami, które wygłaszała, składając potem na stołach, gdzie się piętrzyły zwolna w ogromne stosy. Lhomme zapisywał, Józef prowadził drugi spis dla kon-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/441
Ta strona została skorygowana.