pożyczyła; potem rozmawiali o partyjce w sześć osób, jaką wyprawili w jednej z restauracyj w Bougival, kobiety płaciły wówczas za siebie, z czem daleko było lepiej, bo wszyscy byli swobodniejsi. Mignot, potrzebując konieczne dwudziestu franków, przystąpił do Lhomme’a i schyliwszy się, po cichu zażądał dziesięciu franków. Ten, powstrzymany w robocie, zdawał się mocno zmieszany; jednakże nie śmiejąc odmówić szukał w portmonetce dziesięcio-frankowej sztuki. Tymczasem pani Aurelia, nie słysząc nawoływań Małgorzaty, spostrzegła Mignota i wszystko zrozumiała. Groźnie odprawiła go do właściwego oddziału, zalecając aby nie przeszkadzał pannom w czynnościach; — lecz w gruncie rzeczy obawiała się tego młodzieńca, wielkiego przyjaciela jej syna Alberta i wspólnika wszystkich jego zdrożności, które mogły mieć smutny koniec. To też gdy Mignot, otrzymawszy swoje dziesięć franków, uciekł, nie mogła się powstrzymać, aby nie powiedzieć mężowi:
— Jak można dać się okpiwać w ten sposób!
— Ależ, moja kochana, nie mogłem mu odmówić.
Zamknęła mu usta, wzruszeniem potężnych ramion; poczem, ponieważ panny wyśmiewały się ukradkiem z przemówienia się tej pary, zawołała głośno:
— Panno Małgorzato, nie zasypiajmy sprawy, idźmy dalej, bo nigdy nie skończymy.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/444
Ta strona została skorygowana.