— Więc to mowa o tej panience z wywichniętą nogą — powiedział Liénard. — Miałeś racyę bronić jej tak gorąco w kawiarni.
Powiedziawszy to uciekł; lecz nim doszedł do kanin wełnianych, po drodze opowiedział tę historyę, trzem czy czterem subiektom. Ztamtąd w ciągu dziesięciu minut, wieść o liście obiegła wszystkie magazyny.
Ostatni frazes Liénarda, odnosił się do awantury, jaka zaszła poprzedniego dnia w kawiarni Ś-go Rocha. Obecnie Deloche i Liénard byli z sobą nierozłączni. Pierwszy z nich najął w hotelu Smyrneńskim pokój po Hutinie, który otrzymawszy awans na drugiego, wynajął mieszkanie z trzech pokoi; dwaj ci subiekci przychodzili razem co rana do magazynu i wieczorem czekali też jeden na drugiego, aby wespół odejść. Okna ich pokoi stykały się z sobą, wychodziły na podwórko ciemne i ciasne jak studnia, z którego zapowietrzone wyziewy rozchodziły się po całym hotelu. Żyli oni z sobą zgodnie, pomimo różnicy temperamentów. Liénard przejadał lekkomyślnie pieniądze przysyłane mu przez ojca, drugi zaś zawsze bez grosza, dręczony był myślą o oszczędności. Mieli jednakże jeden rys wspólny: niezdarność do sprzedawania, z przyczyny której wegetowali w kantorze bez podwyżki pensyi. Po wyjściu z magazynu, przesiadywali najczęściej w kawiarni Ś-go Rocha. W ciągu dnia było tam pusto, lecz około wpół do dziewiątej napływała
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/449
Ta strona została skorygowana.