z dnia poprzedniego, szeptali pomiędzy sobą. Potem wyśmiewali się z niepowodzenia Deloche’a, który będąc zawsze zgłodniały, natrafiał dziwnem zrządzeniem losów, na najgorsze kawałki z całego stołu. Tym razem przyniósł szyję i część grzbietu kurczęcia. Pozwalał on z siebie żartować nic nie mówiąc i ogromne kawały chleba, pożerał tylko, ciągle obierając szyję z mięsa, z wielkim talentem, jako człowiek znający się na jego wartości.
— Dla czego nie upomnisz się za sobą, — odezwał się Baugé?
Lecz wzruszył tylko ramionami. Na cóż by się to zdało? Ile razy się zbuntował, wyszedł na tem jeszcze gorzej.
— Czy wiecie, że nasi szpulkowicze mają obecnie swój klub; — zaczął nagle opowiadać Mignot. Tak, tak, szpulkowy klub. Zgromadzają się w handlu, wiesz na ulicy Saint-Honoré, który im na soboty wynajmuje salę.
Mówił on o subiektach z oddziału tak zwanej Norymberszczyzny. Opowiadanie to rozweseliło cały stół. Pomiędzy dwoma kęsami, każdy z pełnemi usty dorzucał jaki frazes, jaki szczegół; tylko czytający zachowywali martwe milczenie, siedząc z nosami pogrążonemi w dziennikach. Zauważono powszechnie, że się kantorzyści z każdym rokiem więcej cywilizują. Prawie połowa z nich mówi obecnie po niemiecku lub po angielsku. Chic nie zależy już na awanturowaniu się u Bullier’a
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/460
Ta strona została skorygowana.