i odwiedzaniu kawiarń koncertowych, ażeby wygwizdać brzydkie śpiewaczki. Bynajmniej, zbierają się we dwudziestu i zakładają „koło”.
— Czy mają fortepian, tak jak płócienniki? — spytał Liénard.
— Jakto, w klubie szpulkowym, nie miałoby być fortepianu! — wykrzyknął Mignot, — a jakże — jest, grają i śpiewają... a nawet jeden z pomiędzy nich, mały Bavoux, deklamuje wiersze.
Wesołość wzrastała: szydzono z małego Bavoux, jednakże imponował im ten klub. Następnie rozprawiano o sztuce z Vodewilu, gdzie jakiś perkalik odgrywał brzydką rolę; jedni odzywali się o tem z oburzeniem, inni niepokoili się o której godzinie ich też zwolnią; zamierzali bowiem spędzić wieczór w gościnie. W całej tej ogromnej sali toczyły się podobne rozmowy, wśród hałasu i brzęku talerzy.
Ażeby się pozbyć woni jedzenia i ciepłej pary ulatującej z pięciuset talerzy, otwarto okna, przy których opuszczone rolety, ogrzane były żarem sierpniowym. Gorące powiewy wpadły z ulicy, złote odbłyski odbijały się na suficie i rudawem światłem oblewały spoconych biesiadników.
— No i proszę, czy się to godzi zamykać ludzi w niedzielę i w taką pogodę? — powiedział Favier.
Uwaga jego zwróciła ogólną rozmowę do inwentarza... rok ten był bardzo pomyślny. Nastąpiła potem kwestya paląca podwyższek i pensyj
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/461
Ta strona została skorygowana.