— Masz, bezecny łgarzu; trzeba mi było spoliczkować cię wczoraj.
Był to skandal. Kilka kropel wina, bryznęło na sąsiadów Faviera, którego włosy były tylko trochę zmoczone: wino ciśnięte zbyt silną ręką, wpadło na drugą stronę stołu. Oburzenie było wielkie: Czy żyje z nią, że jej tak broni? Co za grubianin! Wartoby go obić, aby się nauczył przyzwoitego zachowania. Jednakże przyciszyli głosy gdyż dano znać, że inspektor nadchodzi, — a niechcieli żeby się zarząd wdał w tę ich kłótnię. Favier rzekł tylko półgłosem:
— Żeby był trafił we mnie, zobaczylibyście wówczas hecę.
Skończyło się na żartach; skoro Deloche, drżący jeszcze chciał się napić, aby ochłonąć i machinalnie wziął próżną swą szklankę, powstał ogólny śmiech. Zawstydzony, postawił ją i począł ssać listki zjedzonych już karczochów.
— Podajcie Deloche’owi karafkę; jemu się chce pić — powiedział Mignot.
Śmiechy się wznowiły. Panowie brali czyste talerze, ze stosów rozstawionych na stole, w pewnej od siebie odległości, a służba roznosiła morele w koszykach na wety. Wszyscy się trzymali za boki, gdy Mignot dodał:
— Każdy ma swój gust, Deloche zjada morele z winem.
Deloche siedział nieruchomy z głową spuszczoną, udawał, że nic nie słyszy, mocno żałując swe-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/463
Ta strona została skorygowana.