majaczyły zdaleka szeregi głów i wyciągniętych rąk. Były to ostatnie drgania maszyny. Tymczasem zaś wzdłuż matowych szyb, dokoła zamkniętego magazynu, snuli się nieliczni przechodnie zmęczeni dusznym dniem. Na chodniku ulicy Neuve-Saint-Augustin, trzy wielkie dziewczyny z gołemi głowami stanęły, zaglądając przez okna, co się tam osobliwego dzieje.
Kiedy Dyoniza wróciła do konfekcyi, pani Aurelia kazała Małgorzacie skończyć samej wyliczanie ubrania. Musiała jeszcze sprawdzić rachunki, aby mieć do tego zajęcia należyty spokój, udała się wraz z Dyonizą do sali próbek.
— Chodź pani ze mną, — rzekła — zbierzemy wszystkie, a potem je obliczysz.
Lecz ponieważ chciała zostawić drzwi otwarte, ażeby mieć dozór nad pannami, dochodziła taka wrzawa, że nie można było nic słyszeć. Była to rozległa kwadratowa sala, w której stały tylko krzesła i trzy długie stoły. W kącie zaś ustawione były wielkie mechaniczne noże, dla krajania próbek. Całe sztuki krajały się tam na paski, ekspedyowano ich rocznie przeszło za sześćdziesiąt tysięcy franków. Od rana do nocy, noże cięły jedwabne materye, wełniane tkaniny i płótno, z brzękiem kos. Potem układano z nich książeczki, zszywano lub klejono. Pomiędzy oknami znajdowała się mała drukarnia dla odbijania etykiet.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/467
Ta strona została skorygowana.