Byliśmy sami, potrzebowałbym tylko zasunąć drzwi. Lecz jak widzisz nie chciałem i odzywam się tu, gdzie każdy wejść może... kocham cię Dyonizo!
Z bladą twarzą słuchała go, patrząc mu ciągle w oczy.
— Powiedz mi pani, dlaczego się wzbraniasz? Alboż nie masz obowiązków? Bracia są dla ciebie ogromnym ciężarem. Wszystko o co poprosisz, wszystko czego zażądasz...
Powstrzymała go jednem słowem.
— Dziękuję, zarabiam obecnie więcej niż mi potrzeba.
— Ależ ja ci wolność ofiaruję, życie w zbytkach i rozkoszy. Stworzę twój własny świat, zabezpieczę mały majątek!
— Nie chcę, dziękuję, nudziłabym się próżnując. Od dziesiątego roku życia zarabiałam już na chleb.
Zrobił rozpaczliwy ruch, ona pierwsza mu się opierała. Aby posiąść, potrzebował tylko wyciągnąć rękę, inne bo oczekiwały jego kaprysu jak pokorne sługi; a ta mówiła „nie”, nie pozorując tego niczem. Jego żądza, tak długo powstrzymywana, chłostana przez opór, doprowadziła go do szału; zdwajał swoje ofiary coraz więcej.
— Nie, nie, dziękuję — odpowiadała.
Wyrwał mu się wtedy z serca okrzyk:
— Czyż nie widzisz, że cierpię!... Tak cierpię jak dzieciak.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/473
Ta strona została skorygowana.