Panny również ze zdumieniem spoglądały po sobie. O szóstej godzinie inwentarz był ukończony. Słońce jeszcze świeciło, to płowe letnie słońce, którego złote odblaski wpadały przez oszklenie hall. Wśród ciężkiego powietrza ulic, zmęczone rodziny powracały z przedmieść, z ogromnemi bukietami, ciągnąc dzieci za sobą. Oddziały milkły jeden po drugim. W galeryi słychać było jeszcze spóźnione wygłaszanie; kilku subiektów wypróżniało pułki. Potem i to ucichło. Z całej wrzawy pozostało w powietrzu drżenie, po nad ogromną masą wyładowanych towarów. Obecnie przedziały, szafy, pudła, były opróżnione; ani jeden metr materyi, ani jeden przedmiot nie pozostał na miejscu. Rozległe magazyny okazywały tylko skielet swego urządzenia; świeciły pustkami jak w dzień instalacyi. To opustoszenie służyło namacalnym dowodem, że wszystko poruszono, że inwentarz został z całą ścisłością spisany. Na ziemi leżało towarów za szesnaście milionów, był to przypływ morza, zalewający stoły i kontuary. Subiekci zatopieni po ramiona, zaczynali porządkować przedmioty. Spodziewano się skończyć do dziesiątej godziny.
Gdy pani Aurelia, należąc do pierwszego stołu, powracała z obiadu, przyniosła z sobą sprawdzoną cyfrę dokonanych w tym roku obrotów, całość wynosiła osiemdziesiąt milionów, o dziesięć milionów więcej, niż roku zeszłego.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/476
Ta strona została skorygowana.