ciemności, znajdowała się postać również ciemna, nieruchoma i cierpliwa. Dyoniza stała; była wprawdzie ławeczka obita skórą, ale duma ją od niej odpychała. Czuła obelgę. Od pół godziny znajdowała się tam, nie poruszając się, nie mówiąc ani słowa. Te panie i baron, przyglądali jej się przechodząc; obecnie zaś dochodziły do niej głosy z salonu; cały ten miły przepych policzkował ją swoją obojętnością; ona zaś ciągle stała, nie ruszając się z miejsca. Nagle, przez uchylone drzwi poznała Moureta, który także odgadł nareszcie, że to ona tam się znajduje.
— Czy to jedna z pańskich sklepowych? — zapytał baron dobrodusznie.
Mouret ukrył wielkie pomieszanie, tylko mu glos zadrżał od wzruszenia, gdy rzekł:
— Zapewne, tylko niewiem która.
— To ta mała blondynka z konfekcyj — odpowiedziała pani Marty — zdaje mi się, że druga sklepowa.
Henryeta spojrzała nań w tej chwili.
— Tak... — odezwał się obojętnie.
Poczem zaczął opowiadać o zabawach, wyprawianych od wczoraj dla króla pruskiego w Paryżu. Ale baron złośliwie zwrócił mowę do panien z wielkich magazynów i udając, że się chce obeznać z tą kwestyą, zapytał zkąd pochodzą w ogóle i czy się tak źle prowadzą, jak ludzie mówią? Słowem, wszczęła się ztąd dyskusya.
— Czy doprawdy masz je pan za uczciwe?
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/492
Ta strona została skorygowana.