wne jego wybryki. Stare jego doświadczenie tryumfowało.
— Doprawdy, nie rozumiem — powtarzał Mouret.
— Dajże pan pokój — odezwał się znów baron — zawsze na tem się kończy, że one górę biorą; dla tego też myślałem: to nie może być, on się przechwala, nie jest tak mocny! Jak pan widzisz, nie omyliłem się. Wyzyskaj kobietę, wyczerpnij jak kopalnię węgla, ona potem wszystko z ciebie wyciągnie i opanuje cię w dodatku. Bądź ostrożny, bo ona daleko więcej wysączy z ciebie krwi i pieniędzy, niżeliś ty sam z niej wyssał.
Śmiał się coraz więcej, a Vallagnosc wtórował mu z cicha, nie mówiąc ani słowa.
— Trzebaż wszystkiego pokosztować — wyznał otwarcie Mouret, zmuszając się także do żartobliwości. — Pieniądz nic nie wart, jeżeli się go nie wydaje.
— Co do tego, zgadzam się — rzekł baron. — Baw się, mój kochany i bądź pewien, że odemnie morałów nie posłyszysz, jak również, że się ani chwili nie obawiam o ogromne kapitały, jakieśmy ci powierzyli. Trzeba spędzić apetyt, potem ma się za to swobodniejszą głowę; zresztą, nie jest to przykra rzecz zrujnować się, gdy się jest zdolnym odzyskać fortunę... Lecz jeżeli pieniądz jest niczem, za to są cierpienia...
Zatrzymał się, uśmiech jego przybrał odcień smutku, dawniejsze troski przebijały przez ironię jego sceptycyzmu. Śledził on za pojedynkiem
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/499
Ta strona została skorygowana.