więcej Dyonizę, z tkliwem rozrzewnieniem, widząc jej poważne milczenie, chociaż się jej ręce trzęsły trochę z powodu, że tak jest traktowaną wobec niego. Uległa konieczności swego fachu, z dumną rezygnacyą dzielnej dziewczyny.
Gdy pani Desforges zmiarkowała, że się nie zdradzą, wzięła się na inny sposób: zaczęła się uśmiechać do Moureta, dając poznać, że jest jej kochankiem. W tej chwili właśnie zabrakło szpilek.
— Poszukaj, mój przyjacielu, w pudełeczku z kości słoniowej, na toalecie. Doprawdy? puste... Bądźże tak dobry i zobacz na kominku, w pokoju; wiesz... w rogu lustra.
Kierowała nim, jako człowiekiem, który tam sypia i wie gdzie leżą szczotki i grzebienie, skoro przyniósł szpilki, biorąc je po jednej, zmusiła go, żeby stał przy niej, wpatrywała się weń i mówiła doń po cichu, jak gdyby Dyonizy tam nie było.
— Przecież nie jestem garbata. Daj pan rękę, dotknij mi ramion, dla przyjemności. Czym ja tak zbudowana?
Dyoniza zwolna podniosła oczy, bledsza jeszcze niż dotąd i w milczeniu zaczęła spinać płaszczyk. Mouret widział tylko jej grube blond włosy, skręcone na delikatnym karku; ale z dreszczu jaki wstrząsał niemi, domyślał się pomieszania i wstydu na jej twarzy. Teraz odepchnie go i każe zwrócić się do tej kobiety, która nie ukrywa swego z nim stosunku, nawet przed obcem okiem.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/504
Ta strona została skorygowana.