widziała w objęciach innej, jak gdyby jej tam wcale nie było.
Henryeta przyglądała się sobie w lustrze i znowu zaczęła miotać obelgi.
— To chyba żarty, moja panno, teraz jeszcze gorzej leży. Patrz panna, jak mi uwydatnia piersi; wyglądam jak mamka.
Dyoniza doprowadzona do ostateczności, odważyła się na niegrzeczną uwagę:
— Pani jest trochę otyła. Nie możemy na to nic poradzić, żeby pani była szczuplejszą.
— Otyła, otyła... — powtarzała Henryeta, na którą teraz przyszła kolej zblednąć. — Stajesz się panna zuchwałą! Doprawdy, jest komu wydawać sądy...
Obie drżące, stojąc naprzeciw siebie, mierzyły się oczami. Odtąd nie było już damy i panny sklepowej, lecz tylko kobiety, zrównane z sobą przez współzawodnictwo. Jedna gwałtownie zerwała płaszczyk, aby go cisnąć na krzesło, druga zaś, na chybił trafił, rzuciła pozostałe w ręku szpilki na gotowalnię.
— Dziwi mię to, że pan Mouret pozwala na taką zuchwałość. Sądziłam, że pan więcej wymagasz od swoich podwładnych.
Dyoniza odzyskawszy już swój odważny spokój, powiedziała:
— Jeżeli pan Mouret nie wydala mnie, to dla tego, że mi nie ma nic do zarzucenia. Gotowam panią przeprosić, jeśli to uważa za potrzebne.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/506
Ta strona została skorygowana.