ny, usiadł na kanapie w głębi pokoju, a przyjaciel widząc go bladym, przez litość stanął tak, by go zasłonić od ciekawych spojrzeń.
Z początku patrzyli na siebie nic nie mówiąc; nakoniec Vallagnosc, którego w głębi duszy, zakłopotanie Moureta ożywiało, spytał ironicznie:
— Cóż, bawisz się?
Zdawało się, iż Mouret nie odrazu go zrozumiał, przypomniawszy sobie jednak dawniejsze z nim rozmowy o czczych i niepotrzebnych udręczeniach życia, odpowiedział:
— Bezwątpienia; nigdym jeszcze nie żył w takiej pełni; nie żartuj z tego; godziny w których umieramy z cierpienia, są najkrótsze ze wszystkich.
Zniżonym głosem ciągnął dalej wesoło z wilgotnemi jeszcze od łez oczami.
— Ty wiesz o wszystkiem... prawda? We dwie szarpały mi serce przed chwilą. Ale to dobre, powiem ci nawet, że rany przez nie zadane, są prawie tak miłe, jak ich pieszczoty. Jestem złamany, sił już nie czuję, a jednak nie uwierzysz do jakiego stopnia drogie mi jest życie! O! ja muszę posiąść to dziewczę, która mnie odpycha.
Vallagnosc zapytał po prostu:
— A potem? cóż potem?
— Potem? Będę ją posiadał! Czy ci się zdaje żeś silny dla tego, że nie chcesz być głupim i cierpieć? Oszukujesz sam siebie, nic więcej! Postaraj się zapragnąć kobiety i posiądź ją nakoniec,
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/509
Ta strona została skorygowana.