wet najuczciwsze. Ogromne powodzenie Magazynu wypływało z tego umiejętnego wabienia kobiet.
— Ale, ale, — spytała Henryeta, chcąc okazać zupełną swobodę umysłu — a moja protegowana, cóżeś z nią zrobił panie Mouret? Wiesz... panna de Fontenailles.
Zwracając się do pani Marty, dodała:
— Markiza, moja droga; biedna dziewczyna, pogrążona w nędzy.
— Zarabia teraz trzy franki dziennie, zszywając kajeta z próbkami i jak mi się zdaje, wydam ją za jednego z chłopców sklepowych; — odpowiedział Mouret.
— Ależ to okropne! — wykrzyknęła pani de Boves.
Spojrzawszy na nią, dodał głosem spokojnym:
— Dla czego, proszę pani? Czy nie lepiej, żeby poszła za uczciwego chłopca i dobrego robotnika, aniżeliby ją próżniacy porywali z ulicy.
Vallagnosc wdał się w rozmowę, żartując:
— Nie przypieraj go pani do ściany, bo gotów utrzymywać, że wszystkie dawne rody francuzkie, powinny się rzucić do sprzedawania perkalików.
— Dla wielu z nich byłoby to najzacniejszym punktem wyjścia.
Rozmowa ta skończyła się na śmiechu, gdyż paradoks Moureta wydał się zbyt rażącym. On zaś dalej rozwodził się nad tem, co nazywał arystokracyą pracy. Lekki rumieniec okrasił twarz
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/514
Ta strona została skorygowana.