ryi, zdobne w błyszczące szyldy ponsowe ze złotem: Bonheur des Dames. Przekraczały nawet linie fortyfikacyj, przebiegały przedmieścia; spotykano je na drodze do Bicêtre, wzdłuż wybrzeży Marny i w cienistych lasach Saint-Germain. — Niekiedy z głębi alei oblanej blaskiem słonecznym, z zupełnej pustki i ciszy wynurzał się taki wóz, przejeżdżając pełnym kłusem przepysznych koni, rozwożąc wśród tajemniczego spokoju poważnej natury, jaskrawą reklamę, wypisaną na lakierowanych bokach. Marzył o wysyłaniu ich dalej jeszcze, do sąsiednich departamentów; chciał, by słyszano ich turkot na wszystkich drogach Francyi, od granicy do granicy. Lecz nie wchodził teraz nawet do stajni, aby spojrzeć na konie, za któremi przepadał. Co mu potem zdobyciu świata całego, kiedy w uszach jego ciągle brzmi: „nie”, zawsze „nie”.
Skoro wieczorem przychodził do kasy Lhomme’a, spoglądał ze zwyczaju tylko na cyfrę dziennego wpływu, zapisaną na karcie, którą kasyer zasadzał na żelaznym haku, obok siebie; rzadko kiedy nie dochodziła do stu tysięcy franków; czasami bywało pięćkroć lub dziewięćkroć sto tysięcy, w czasie wielkich wystaw. Lecz cyfra ta nie brzmiała mu już w uszach odgłosem trąby; żałował, że rzucił na nią okiem i wychodził ztamtąd z goryczą, nienawiścią i ze wzgardą dla pieniędzy.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/532
Ta strona została skorygowana.
KONIEC TOMU TRZECIEGO.