paka woli niż jego, swojego pana! przecież dobrze widział, że pozwoliła mu trzymać się za rękę, którą okrywał pocałunkami.
— Byłem bardzo dobry dla pani, — ciągnął dalej, czyniąc nowe wysilenie, więc nie spodziewałem się być w ten sposób wynagrodzonym.
Od chwili wejścia, portret pani Hédouin pociągał oczy Dyonizy i pomimo silnego zmieszania; ciągle nim była zajęta. Każdy raz co wchodziła do dyrekcyi, wejrzenie jej krzyżowało się z oczami malowanej damy. Bała się jej trochę, chociaż czuła jej dobroć. Tym razem widziała w niej swą obronę.
— Rzeczywiście, zbłądziłam zatrzymując się dla gawędy i przepraszam pana za to. Ten młodzieniec jest z moich stron.
— Ja go wypędzę! — zawołał Mouret zdradzając gwałtownym wykrzykiem ogrom swego cierpienia.
Wzburzony, wychodząc z roli dyrektora upominającego sklepowę, która zawiniła przeciw regulaminowi, zaczął miotać niepohamowane słowa:
— Czy nie ma wstydu? jak może młoda dziewczyna oddawać się podobnej istocie!
Potem jej robił ostre wymówki o Hutina i innych, a to takiem potokiem słów, że się nie mogła bronić. Lecz on oczyści dom, wyrzuci ich za drzwi i kopnie nogą. Zamiast surowej przemowy, jaką obmyślił idąc za inspektorem Jouve, pozwolił sobie na brutalną scenę zazdrości.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/551
Ta strona została skorygowana.