— Powiedz, czy mam uklęknąć? — powtarzał dławiąc się łzami.
Zatrzymała go poruszeniem ręki, nie mogąc dłużej ukrywać swego wzruszenia, silnie wzburzona tą jego męczącą namiętnością.
— Niepotrzebnie się pan trapisz — odpowiedziała nakoniec — przysięgam, że te szkaradne historye są niecnem kłamstwem... Ten biedny chłopiec, któregoś pan widział przed chwilą, jest tak niewinny, jak ja sama.
Wymówiła te słowa ze swoją sympatyczną szczerością i jasnem okiem patrzała wprost przed siebie.
— Dobrze, wierzę ci — szepnął — nie odprawię żadnego z kolegów twoich, kiedy ich bierzesz pod opiekę. Ale dla czego mnie odpychasz, jeśli nie kochasz nikogo?
Nagle zmieszała się i zawstydziła.
— Kochasz kogoś, nieprawda? — powiedział drżącym głosem. — O! możesz śmiało powiedzieć, nie mam żadnego prawa do twoich uczuć... kochasz?
Czerwieniła się i wyznanie serca biegło na usta; czuła, że niezdolna jest skłamać; zwłaszcza, że ją wzruszenie zdradzało i że wstręt do kłamstwa wyciskał, bądź co bądź, piętno prawdy na jej twarzy.
— Tak... — rzekła nakoniec cichym głosem — bądź pan łaskaw nie zatrzymywać mię dłużej, bo mi to przykrość sprawia.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/554
Ta strona została skorygowana.