Oczy Dyonizy mimowolnie skierowały się ku portretowi pani Hédouin, tej damy tak pięknej i cnotliwej, której krew przyniosła szczęście domowi, jak mówiono. Mouret śledził wzrok dziewczyny ze drżeniem; zdawało mu się bowiem, że słyszy nieboszczkę mówiącą te słowa, które nieraz powtarzała. Było to jakby jej wskrzeszenie; odnajdywał w Dyonizie rozsądek i równowagę tej, którą utracił: nawet jej głos słodki, skąpy w czcze słowa. Uderzyło go to i stał się jeszcze smutniejszy.
— Wiesz pani, że do ciebie należę — szepnął, kończąc rozmowę. — Rób ze mną, co zechcesz.
Wówczas odezwała się wesoło:
— Bardzo dobrze! Zdania kobiety, choćby najmniej znaczącej, zawsze warto wysłuchać, jeżeli ma choć trochę inteligencyi. Zrobię z pana zacnego człowieka, bądź tego pewien, jeżeli się oddasz w moje ręce.
Żartowała z tą prostotą, która jej nadawała tyle wdzięku. On także uśmiechnął się z lekka i odprowadził ją do drzwi, jakby wielką damę.
Nazajutrz Dyoniza została zamianowaną starszą sklepową. Dyrekcya rozdzieliła oddział sukien i kostiumów, wytwarzając specyalnie dla niej oddział ubrań dla dzieci, urządzony obok kantoru konfekcyj. Od czasu wydalenia syna, pani Aurelia truchlała, widząc coraz większą oziębłość panów dyrektorów dla siebie i z dnia na dzień rosnącą potęgę Dyonizy. Czy jej nie po-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/556
Ta strona została skorygowana.