Poszedł wyjrzeć przez wysokie okno na ulicę Neuve-Saint Augustin, poczem wrócił, mówiąc:
— One się zemszczą.
— Kto taki?
— Kobiety.
Stał się weselszy od tej chwili, zdradzając głąb brutalności, ukrywającej się pod zasłoną zmysłowych uwielbień. Wzruszeniem ramion dawał do zrozumienia, że wszystkie rzuciłby na ziemię, jak puste worki, w ten dzień, kiedyby mu ich pomoc już nie była potrzebna do zdobycia majątku. Uparty Bourdoncle powtarzał z zimną krwią:
— Zemszczą się... Znajdzie się jedna, co się ze mści za wszystkie; tak zrządza Nemezys.
— Oto się nie bój, zawołał Mouret, przesadzając swój prowansalski akcent. Taka jeszcze się nie urodziła, mój drogi, a jeśli się zjawi, rozumiesz?...
Podniósł w górę obsadkę do pióra, wstrząsał nią i przebijał próżnię, jak gdyby chciał przeszyć niem niewidzialne serce. Wspólnik znowu zaczął się przechadzać, uginając się jak zwykle, przed wyższością swego pryncypała, którego geniusz, pełen skrytek, zbijał go z tropu. On tak czysty, tak loiczny, bez namiętności, on co nie był zdolny upaść, niepotrafił jeszcze trafić w słabą stronę Paryża i zdobyć jego pieszczoty, zachowywanej dla najodważniejszego.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/56
Ta strona została skorygowana.