bie, trzymając w rozpaczliwym uścisku. Potem oczy jej skierowały się na ojcu.
— Czy chcesz, żebym została? — powtórzyła Dyoniza. — Może ci czego potrzeba?
— Nie, nie.
Wzrok Genowefy uporczywie zwracał się do ojca, który stał osłupiały i dławiący się łzami. Nakoniec zrozumiał i oddalił się, nie przemówiwszy słowa i słychać było ciężkie jego stąpanie po wschodach.
— Powiedz mi, wszak on jest z tą kobietą? — zapytała natychmiast chora, chwytając za rękę kuzynkę, której kazała usiąść na brzegu łóżka. — Tak, pragnęłam cię zobaczyć, bo ty jedna możesz mi to powiedzieć. Wszak prawda, oni razem mieszkają?
Dyoniza zdumiona tem niespodziewanem pytaniem, jąkając się, zmuszoną była wyznać prawdę, powtórzyć plotki, obiegające po magazynie. Klara znudzona tym chłopcem, który jej spadł na kark, zamknęła przed nim drzwi; on zaś zrozpaczony, chodził za nią krok w krok, starał się wyprosić widzenie od czasu do czasu, z pokorą bitego psa. Utrzymywano, że ma się umieścić w Luwrze.
— Jeżeli go tak kochasz, może powrócić jeszcze — szeptała Dyoniza, chcąc by zgasła kołysana tą ostatnią nadzieją. — Wyzdrowiej tylko prędzej; on przyzna się do winy i ożeni się z tobą.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/578
Ta strona została skorygowana.