Genowefa przerwała jej mowę. Słuchała ona całą swą istotą z niemą namiętnością, która ją podtrzymywała; lecz zaraz potem osłabła zupełnie.
— Daj pokój; wiem, że się już wszystko skończyło. Milczę dlatego, że słyszę, jak ojciec płacze i nie chcę, by mama rozchorowała się gorzej. Ale umieram, jak widzisz — i jeżelim cię przywoływała w nocy, to z obawy, że przede dniem skończę życie... O, cóż to za męczarnie myśleć, że on nawet nie jest szczęśliwy!
Dyoniza z oburzeniem, zaczęła ją przekonywać, że jej stan nie jest tak niebezpieczny, jak sobie wyobraża; lecz ona znowu nie dała jej mówić i odsłaniając nagle kołdrę, z dziewiczą skromnością, która nie ma już nic do utajenia wobec śmierci, do połowy odkryta, szepnęła:
— Spojrzyj na mnie!... nie jest że to koniec?
Drżąca, podniosła się Dyoniza z krawędzi łóżka, jak gdyby tchnieniem lękała się rozwiać jej wychudłą nagość. Było to zupełne wyniszczenie ciała narzeczonej, zużytego oczekiwaniem, powrót do pierwszych lat wątłego dzieciństwa. Powoli Genowefa okryła się, powtarzając:
— Jak widzisz, nie jestem już kobietą. Było by to źle z mej strony, gdybym go jeszcze pragnęła.
Obie umilkły i patrzyły znowu na siebie, nie mogąc się zdobyć na słowa. Genowefa pierwsza przemówiła:
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/579
Ta strona została skorygowana.