— Nie siedź tu dłużej; pewno czekają cię zajęcia. Dziękuję ci; dręczyła mię chęć dowiedzenia się, a teraz jestem zadowolona. Jeżeli go zobaczysz, powiedz, że mu wybaczam. Żegnam cię, moja droga Dyonizo, uściśnij mię mocno; to już ostatni raz.
Dyoniza ściskała ją, wciąż przecząc:
— Nie, nie; nie nabijaj sobie głowy; trzeba ci tylko starannej kuracyi i nic więcej.
Ale chora uporczywie kręciła przecząco głową, uśmiechała się, była pewną swego, a gdy nakoniec kuzynka skierowała się ku drzwiom, zawołała:
— Zaczekaj, stuknij tym kijem, żeby ojciec przyszedł... Boję się być samą!
Gdy stary Baudu przyszedł do tego ponurego pokoju, w którym przesiadywał na krześle całemi godzinami, rozweseliła twarz i zawołała wślad za Dyonizą:
— Nie przychodź jutro, nie potrzeba; ale w niedzielę będę cię czekała; przepędzisz ze mną całe popołudnie.
Nazajutrz przed świtem, o godzinie szóstej, wyzionęła ducha, po okropnem czterogodzinnem rzęrzeniu. W sobotę odbył się pogrzeb; czas był okropny, niebo jakby z sadzy ciążyło nad drżącem z chłodu miastem. Vieil Elbeuf, obciągnięty białem suknem, świecił na ulicy jakby biała plama: a płomienie gromnic wydawały się jak gwiazdy tonące w zmierzchu. Wieńce z paciorek i ogro-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/580
Ta strona została skorygowana.