wrogo na magazyn, którego przejrzyste szyby oraz wystawy jaskrawe i wesołe, wydawały się obelgą wobec Vieil-Elbeuf, zasmucającego swą żałobą drugą stronę ulicy. Kilku ciekawych subiektów ukazywało się po za szybami; ale kolos zachowywał się obojętnie, jak maszyna parą pędzona, nieświadoma, że może nieść śmierć po drodze.
Dyoniza szukała wzrokiem brata swego Jana. Spostrzegłszy go przed sklepem Bourrasa, przystąpiła doń, zalecając by szedł przy stryju i podtrzymywał go, gdyby mu trudno było iść samemu. Od kilku tygodni Jan był poważny i jakby opanowany jakąś myślą, owego dnia ubrany czarno, dorosły już ten młodzieniec, zarabiający dziennie dwadzieścia franków, taką miał uroczystą i smutną minę, że to aż siostrę jego uderzyło; nie przypuszczała bowiem, żeby tak dalece kochał kuzynkę. Niechcąc niepotrzebnie narażać małego Pépé na smutne wrażenia, zostawiła go u pani Gras; popołudniu zaś miała go zaprowadzić do stryjostwa, żeby ich uściskał.
Karawan wciąż nie przybywał; Dyoniza bardzo wzruszona, przyglądała się płonącym świecom woskowym; nagle drgnęła, usłyszawszy za sobą głos Bourrasa. Przywołał on znakiem sprzedającego kasztany naprzeciwko, w wązkiej budce przy sklepie winiarza i rzekł:
— Oddaj mi przysługę... gdyby tu kto przyszedł, powiedz, żeby powrócił później, bo za-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/582
Ta strona została skorygowana.