Baudu szedł za karawanem krokiem ciężkim i machinalnym; nie chciał przyjąć ręki Jana, idącego ciągle przy nim. Za orszakiem jechały trzy powozy pogrzebowe. Na ulicy Neuve des-Petits-Champs, Robineau przyłączył się także, bardzo blady i podstarzały.
U Ś-go Rocha dużo kobiet czekało; były to pomniejsze kupcowe z dzielnicy, które się lękały ciżby w domu przy zwłokach. Manifestacya ta zaczynała wyglądać na zaburzenie uliczne. Gdy po nabożeństwie, pogrzeb ruszył dalej, wszyscy mężczyźni towarzyszyli mu, chociaż daleko było iść z ulicy Saint-Honoré na cmentarz Montmartre. Trzeba było zawrócić ulicą Ś-go Rocha i drugi raz przejść koło Magazynu Nowości. Te biedne zwłoki dziewczynki obwożone były dokoła Magazynu, jak prześladująca zmora, jak pierwsza ofiara, któraby padła od kul w czasie rewolucyi. U drzwi czerwone flanele, poruszane wiatrem, fruwały jakby chorągwie; wystawa dywanów błyszczała barwami ogromnych róż i rozwiniętych piwonij.
Dyoniza wsiadła do powozu; wzburzona gwałtownym niepokojem, z sercem ściśniętem smutkiem, nie miała siły iść. Właśnie zatrzymano się na ulicy Dziesiątego Grudnia przy rusztowaniu nowej fasady, które ciągle tamowało drogę przechodniom. Dostrzegła ona starego Bourras’a, który pozostał w tyle, kulejąc prawie pod kołami powozu, w którym siedziała sama jedna. Nigdy-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/584
Ta strona została skorygowana.