ny od szpecącej go zgnilizny. Było to zdeptanie muszki, ostatni tryumf nad dolegliwym uporem nieskończenie małej istoty, zagarnięcie i opanowanie całej wyspy. Gromadzący się przechodnie, rozmawiali na cały głos z mularzami, zagniewanymi na stare budowle; „dobre na to tylko, aby zabijały ludzi”.
— Panie Bourras; — powtórzyła Dyoniza, starając się go odprowadzić na bok; — przecież pan wiesz, że cię nie opuszczą, wszystkie twe potrzeby będą zabezpieczone.
Wyprostował się nagle i rzekł:
— Nie mam żadnych potrzeb... Wszak to oni cię przysłali? a więc powiedz im: że ojciec Bourras umie jeszcze pracować i znajdzie robotę, gdy zechce. Doprawdy, byłoby nadto wygodnie, żeby jałmużnę dawali ludziom, których zabijają.
Zaczęła go błagać:
— Przyjmij pan, proszę, nie zasmucaj mnie.
Starzec potrząsał głową.
— Nie, nie, wszystko skończone... dobranoc. Żyj szczęśliwa, ty co jesteś młodą i nie przeszkadzaj starym umierać ze swemi ideami.
Rzucił ostatnie spojrzenie na kupę gruzów, poczem odszedł zbolały. Goniła wzrokiem jego plecy, niknące w tłoku na chodnikach; — nakoniec zawrócił za węgłem placu Gaillon i wszystko się skończyło. Przez chwilę Dyoniza stała nieruchoma z zamglonemi oczami; nareszcie weszła do stryja. Sukiennik był sam jeden w ciemnym
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/609
Ta strona została skorygowana.