Zaczął chodzić teraz od sali jadalnej do okien wystawowych i spoglądał ponuro na opłakane szyby, z zaniedbaną wystawą. Nie podnosił oczu na fasadę Magazynu Nowości, której architektoniczne linie, ginęły na prawo i na lewo, w dwóch końcach ulicy. Był już zupełnie wyczerpany, nie miał już siły nawet gniewać się.
Dyoniza rzekła nakoniec z zakłopotaniem:
— Możeby się znalazło miejsce dla stryja...
Po chwili milczenia wyjąkała znowu:
— Upoważniono mię do ofiarowania stryjowi miejsca inspektora?
— Gdzie? — zapytał Baudu.
— Naprzeciwko... u nas... sześć tysięcy franków; praca nie uciążliwa...
Nagle zatrzymał się przed nią, lecz zamiast się unosić, jak się obawiała, strasznie zbladł, uginał się widocznie pod bolesnem wrażeniem i gorzką rezygnacyą.
— Naprzeciwko, naprzeciwko, wyjąkał kilka razy. Chcesz, żebym się umieścił naprzeciwko?
Dyonizie udzieliło się to wzruszenie. Widziała długą walkę dwóch sklepów, szła za trumną Genowefy i pani Baudu, miała przed oczami obalony i przytłoczony Vieil Elbeuf przez Magazyn Nowości. Na myśl, żeby się tam stryj przechadzał w białym krawacie, serce jej pękało z litości.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/612
Ta strona została skorygowana.