rokiej i prostej ulicy. Pośród białych domów panowała wrzawa, nad tem potokiem ludzi unosiło się potężne i słodkie tchnienie Paryża.
Przed jednem z okien pani de Boves i córka jej Bianka, przyglądały się wraz z panią Guibal wystawie kostiumów nawpół gotowych.
— Ach! spojrzyjcie panie na te płócienne kostiumy, po dziewiętnaście franków siedemdziesiąt centymów.
W kwadratowych pudłach, kostiumy leżały obwiązane kolorową wstążeczką w ten sposób, że widać było tylko garnitur sukni z haftem niebieskim i ponsowym; w rogu zaś każdego pudła rycina przedstawiała całe ubranie już gotowe, na młodej osobie, strojącej książęce miny.
— Bo też i nie warte więcej — odezwała się pani Guibal. — Jak tylko wziąść w rękę, zaraz widać, że to lichy gałganek.
Były one teraz w poufałym stosunku, odkąd podagra przykuła pana de Boves do fotelu. Żona cierpliwie znosiła kochankę i wolała żeby się to działo u niej w domu, miała bowiem za to w zysku trochę pieniędzy, — sumki, z których mąż pozwalał się okradać, potrzebując jej względności.
— Wejdźmy — rzekła pani Guibal — trzeba zobaczyć ich wystawę.Czy zięć nie umówił się z paniami, że się spotkacie w magazynie?
Pani de Boves nieodpowiedziała, gdyż wpatrzyła się z roztargnieniem w szereg powozów, które
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/622
Ta strona została skorygowana.