nego ożenienia się; chciał się pozbawić czaru i wyrzec się uroku wywieranego na klientki. Dlaczegóż miał go odwracać od tego, kiedy będzie mógł tak łatwo objąć spadek po nim gdy przepadnie w objęciach tej kobiety. Dla tego też ze wzruszeniem, jak gdyby go żegnał, z litością starego kolegi, ściskał rękę pryncypała, powtarzając:
— Śmiało, naprzód! Cóż u dyabła!... Ożeń się z nią i niechaj się to już skończy.
Lecz Mouret wstydził się już chwilowego zapomnienia; podniósł się więc i rzekł broniąc się:
— Nie, nie, byłoby to za głupio... Obejdźmy teraz magazyny. Jest ruch, nieprawda? Zdaje mi się, iż to będzie świetny dzień.
Wyszli i rozpoczęli przegląd popołudniowy, w oddziałach przepełnionych tłumem. Bourdoncle z ukosa spoglądał nań, przelękniony tym ostatnim wybuchem energii. Przyglądał się jego ustom, żeby pochwycić najmniejsze drgnienie boleści.
Sprzedaż rzeczywiście szła siarczyście; cały magazyn drgał i wstrząsał się, jakby wielki okręt płynący całą siłą pary. Do sali Dyonizy cisnęły się tłumnie matki z gromadkami dziewczątek i chłopaków, tonących tam pod stosami przymierzanych im ubrań. Wyładowano cały zapas białych kostiumów; tam jak wszędzie, była to orgia białości, zapas dostateczny, żeby przyodziać całe grono zziębniętych Amorków. Były paltociki
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/636
Ta strona została skorygowana.