pani Aurelia pozostawała niezmiennie na miejscu, obciśnięta jak pancerzem w swoim jedwabnym staniku, z twarzą, która przybrała żółtawy kolor antycznego marmuru. Jednakże złe prowadzenie się Alberta, podkopywało jej siły i byłaby się przeniosła na wieś, gdyby nie szczerby porobione w oszczędnościach przez tego łotra, tak szalenie rozrzutnego, że łatwo było przewidzieć, iż roztrwoni po kawałku całą posiadłość des Rigolles. Było to niejako odwetem za sponiewieranie domowego ogniska; matka bowiem oddawała się na nowo wesołym wycieczkom w towarzystwie kobiet, ojciec zaś ze swej strony, zajęty był wygrywaniem na trąbce. Bourdoncle już zaczął niechętnem okiem patrzeć na panią Aurelię, znajdując ją za starą na sklepową i dziwiąc się, że nie ma dosyć taktu, żeby się podać do dymisyi. Odgłos pogrzebowego dzwonu, wkrótce miał zagrzmieć nad dynastyą Lhomine’ow.
— Ach, to pani... — powiedziała do Dyonizy z przesadną grzecznością. — Chcesz zamienić paltot. Ależ natychmiast... to bracia twoi? Prawdziwi już z nich mężczyźni.
Pomimo swej pychy, była gotową klęknąć, żeby ją sobie zjednać. W sali konfekcyj, zarówno jak w innych oddziałach, o niczem nie mówiono, tylko o odjaździe Dyonizy; „Starsza” omal nie wpadła w chorobę, liczyła bowiem na protekcyę swej dawnej sklepowej. Zniżywszy głos, zapytała:
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/642
Ta strona została skorygowana.