trudniej przedostać się. W oddziale gorsetów panowało zamieszanie, tamujące wolne przejście.
— Pani Boutarel, która przybyła z południowej Francyi, tym razem z mężem i z córką krążyła od rana po wszystkicch galeryach, robiąc wyprawę dla tej ostatniej, idącej właśnie za mąż. Radziły się ojca i naradom tym końca nie było. — Nakoniec wpadli do oddziału bielizny i podczas kiedy panna zagłębiła się w studyowaniu majtek, matka zginęła; przyszła jej bowiem chętka na gorset. Pan Boutarel, otyły sangwinik, pozostawił córkę i zaniepokojony poszedł szukać żony. Dowiedział się wprawdzie, że jest w salonie do przymierzania, ale poproszono, żeby raczył usiąść i zaczekać. Salony te, składały się z ciasnych celek, których drzwi były z szyb matowych, mężczyzn tam nie puszczano, nawet mężów, przez wygórowaną skromność dyrekcyi. Sklepowe szybko wchodziły i wychodziły budząc domysły, że po za drzwiami znajdują się kobiety w koszulach i spódnicach, z obnażoną szyją i ramionami: tłuste ze skórą białą i chude z żółtą jak stara kość słoniowa. Szereg mężczyzn oczekiwał na krzesłach z miną znudzoną. Pan Boutarel, zrozumiawszy co się dzieje, okropnie się rozgniewał i krzyczał, że chce zobaczyć swoją żonę, że chce widzieć co tam robi i niepozwoli, by ją rozbierano po za jego oczami. Napróżno usiłowano go uspokoić; zdawało się, iż przypuszcza coś nieprzyzwoitego.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/644
Ta strona została skorygowana.