Widać w tem było tajemne działanie Faviera, podziemny zgrzyt jego zębów. Miał on przyobiecane miejsce starszego subiekta. Hutin, który wiedział o tem, zamiast spoliczkować dawnego towarzysza, przyglądał mu się, jako zręczniejszemu. Chłopiec tak zimny, z miną potulną, którego użył, żeby wysadzić Robineau i Bouthemonta! Budziło to w nim podziw i pewne poszanowanie.
— Ale! ale! — zawołał Favier, czy wiecie, że ona pozostaje. Widziano jak pryncypał spoglądał na nią znienacka. Przypłacę to butelką szampana.
Mówił o Dyonizie. Plotki przebiegały coraz żywiej z oddziału do oddziału, pomimo wzmagającej się fali klientek. Największe wzburzenie panowało w jedwabiach; tam też szły najgrubsze zakłady.
— Niech dyabli porwą! — wyrwało się Hutinowi, jak gdyby obudził się ze snu — trzebaż było być tak głupim i nie poromansować z nią!... Dopieroż to dziś byłbym chic!
Zaczerwienił się, widząc, że się Favier śmieje z jego przyznania i niby to śmiał się z nim razem; żeby wynagrodzić swoje głupstwo, dodał, że ta dziewczyna najbardziej mu zaszkodziła wobec dyrekcyi. Jakaś gwałtowna potrzeba wybuchu, parła go tak dalece, że zaczął strofować subiektów, roztargnionych w czasie największego napływu klientek. Lecz w tejże chwili uśmiechnął
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/653
Ta strona została skorygowana.