— Przeprosili mię. Doprawdy te pomyłki są okropne!
Bianka, przyłączywszy się do nich, szła z tyłu. Powoli zniknęli w tłumie.
Mouret pozostawszy sam, znowu się puścił zamyślony na przechadzkę po magazynach. Po scenie tej, która go oderwała na chwilę od wewnętrznej walki, gorączka znów się wzmogła, prąc do stanowczego przedsięwzięcia. W umyśle jego wiązały się z sobą w mglisty sposób; kradzież tej nieszczęsnej i wyuzdany szał klientek zwalczonych, leżących u stóp kusiciela, wywołując dumny i mszczący się obraz Dyonizy, która nad nim zapanowała. Zatrzymawszy się na szczycie centralnych wschodów, długo patrzył na rozległą nawę, gdzie się tłoczyła rzesza kobiet.
Zbliżała się szósta godzina; zapadający zmrok rozchodził się po krytych galeryach i hallach. Wśród znikającego światła dziennego, powoli jedna po drugiej, zapalały się lampy elektryczne, których globy matowej białości oświecały jakby księżyc w pełni głębie kantorów. Była to biała jasność, oślepiająco nieruchoma, rozlewająca się jak odblask bezbarwnych gwiazd, usuwający zmrok. Kiedy nakoniec wszystkie zapłonęły, powstał w tłumie szmer podziwienia; wielka wystawa białości, przybrała pozór pysznej czarodziejskiej apoteozy, przy tem nowem oświetleniu. Zdawało się, że się paliło to kolosalne wyuzdanie białości, iż się samo staje światłem. Pieśń
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/670
Ta strona została skorygowana.