wojownika, uginającego się pod kaprysem dziecka nazajutrz po wywalczonej zdobyczy. On, który od tylu miesięcy i dziś rano jeszcze przysięgał, że stłumi swą namiętność, — nagle uległ, porwany jakby na wysokościach zawrotem głowy, szczęśliwy, że gotów uskutecznić to, co dotąd za głupstwo uważał. To niespodziane postanowienie, nabrało w jednej chwili takiej energii, że obecnie ono jedno wydawało mu się pożyteczne i potrzebne na świecie całym.
Wieczorem, po wieczerzy, oczekiwał w swym gabinecie, drżąc jak młodzieniec, który szczęście swe na kartę stawia; nie był zdolny pozostawać na jednem miejscu, wracał ciągle do drzwi, żeby nadstawiać ucha na szmer w magazynach, gdzie subiekci porządkowali, brnąc w rumowiskach pozostałych po całodziennej sprzedaży. Za każdym odgłosem krosów biło mu serce. Doznał nakoniec silnego wzruszenia, usłyszawszy zdaleka głuchy szmer... poskoczył naprzód.
Było to powolne zbliżanie się Lhomme’a, obciążonego pieniędzmi. Owego dnia straszny to był ciężar, tyle zainkasowano miedzi i srebra w monecie, że wezwać musiał dwóch chłopców do pomocy. Za nim Józef wraz z kolegą, uginali się pod ciężarem worków ogromnych, które im rzucono na plecy, jakby wory z gipsem. Lhomme szedł na czele, niosąc złoto, portfel naładowany banknotami i dwie torby zawieszone na szyi, któ-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/675
Ta strona została skorygowana.