zżymać. Tak! i ty, Bourdoncle, wraz z innymi, pójdziesz do kasy po rozrachunek!
Pożegnał go gestem, Bourdoncle uczuł, że jest skazany i wygnany, skutkiem zwycięztwa odniesionego przez kobietę. Właśnie w tej chwili wchodziła Dyoniza, oddał jej więc głęboki ukłon, tracąc głowę.
— Nakoniec przyszłaś pani — powiedział Mouret łagodnie.
Dyoniza była blada ze wzruszenia. Tylko co doznała ostatniego smutku; Deloche oznajmił jej bowiem, że go wydalono. Gdy się starała zatrzymać go, obiecując za nim przemówić, uparł się, że nie będzie walczył ze swą niedolą, że zniknie z oczu. Pocóż miałby zostawać? Na co miał zakłócać ludziom szczęście? Dyoniza pożegnała go jak brata, ze łzą w oku. Czyż ona sama nie pragnęła zapomnienia? Wszystko się miało skończyć; chciała tylko jeszcze natężyć wyczerpane siły, żeby odważną być przy rozstaniu. Za kilka minut, jeżeli znajdzie dosyć męztwa, żeby zmiażdżyć swe serce, będzie się mogła usunąć sama jedna, żeby płakać w oddaleniu.
— Pan sobie życzyłeś zobaczyć się ze mną — powiedziała ze zwykłym spokojem. — Zresztą, sama byłabym przyszła, żeby podziękować za doznane dobrodziejstwa.
Wchodząc, spostrzegła milion na biurku i ubodła ją ta wystawa pieniędzy. Po nad nią, jakby się przypatrywała tej scenie, pani Hédouin w zło-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/678
Ta strona została skorygowana.