tej ramie, zachowywała wiekuisty uśmiech na malowanych ustach.
— Czy zawsze trwasz pani w zamiarze opuszczenia nas? — zapytał Mouret drżącym głosem.
— Tak, panie; muszę.
Wziąwszy ją za ręce, powiedział wtedy z tkliwością tem żywszą, że się tak długo przymuszał do chłodu:
— A gdybym się z tobą ożenił, Dyonizo, odjechałabyś?
Lecz ona cofnęła swe ręce i widocznie szarpana wielką boleścią.
— O! panie Mouret, proszę cię, zamilknij! Nie przyczyniaj mi więcej smutku!... Nie mogę!... nie mogę!... Bóg świadkiem, że chciałam usunąć się, dla uniknienia tego nieszczęścia.
Broniła się dalej urywanemi słowy. Małoż ucierpiała przez plotki całego magazynu? Czy chciał, żeby ją ludzie i ona sama mieli za intrygantkę? Nie, nie, znajdzie dość siły; nie pozwoli mu popełnić tego głupstwa. On, pełen udręczeń słuchał, powtarzając namiętnie:
— Ja pragnę tego... całą duszą...
— Nie, to jest niepodobieństwem. A moi bracia? przysięgłam nie pójść nigdy za mąż; przecież nie mogę panu narzucać dwojga dzieci, nieprawdaż?
— Oni będą i moimi braćmi, — przystań Dyonizo!
— Nie, nie; puść mię pan, bierzesz mnie na męki!
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/679
Ta strona została skorygowana.