Lecz Favier jak zwykle nieprzyjemny, sucho odpowiedział:
— Na pierwszem piętrze.
Dyoniza chcąc czemprędzej uniknąć wejrzeń tych wszystkich mężczyzn, podziękowała i znowu się odwróciła od wschodów, kiedy Hutin pociągnięty wrodzoną grzecznością, pomimo że ją nazwał „żórawicą,” powstrzymał ją z jak największą uprzejmością i rzekł:
— Nie tędy, może pani zechce się tu pofatygować...
Nawet zrobił kilka kroków przed nią i doprowadził do wschodów, znajdujących się na lewo w halli, pod galeryą. Tam się ukłonił z tym tkliwym uśmiechem, jaki miał na usługi wszystkich kobiet i wskazał:
— Na górze, zwróć się pani na lewo. Okrycia są nawprost.
Ta ujmująca grzeczność dotknęła Dyonizę do żywego. Była to niejako braterska pomoc. Podniosła oczy patrząc na Hutina i wszystko jej się w nim podobało: ładna twarz, spojrzenie, którego uśmiech rozpraszał jej trwogę i głos pełen kojącej słodyczy. Serce jej przepełniło się wdzięcznością, którą wyjawiła w kilku urywanych słowach, o ile zmieszanie jej na to pozwoliło:
— Pan jesteś zbyt dobry. Proszę się nietrudzić. Dziękuję po tysiąc razy.
Hutin zbliżył się do Faviera i szepnął swym ostrym głosem:
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/81
Ta strona została skorygowana.