cych dziewcząt tak była twardą, jakiemi dla niej były losy u wstępu życia.
— Dość tej gadaniny! — rzekła sucho — ani trochę nie jesteś rozsądniejszą od innych, pani Frédéric; proszę natychmiast wziąść się do poprawienia.
Podczas tej utarczki, Dyoniza przestała patrzeć na ulicę. Domyśliła się, że ta dama jest panią Aurelią. Zalękniona jej podniesionym głosem, stała ciągle, czekając. Panny uradowane, że wywołały nieporozumienie pomiędzy starszyzną, wróciły do swej roboty, udając zupełną obojętność.
Upłynęło kilka minut, a nikt się nieulitował nad biedną Dyonizą i nie przyszedł jej z pomocą. Nareszcie pani Aurelia spostrzegła ją i widząc stojącą nieruchomo, z zadziwieniem spytała:
— Czego sobie życzy?
— Chciałabym się zobaczyć z panią Aurelią, — odrzekła.
— To ja nią jestem.
Dyonizie zaschło w ustach, ręce zlodowaciały i ogarnęła ją taka trwoga, jak w dzieciństwie, kiedy jej groziły plagi, Wybełkotała swą prośbę ale tak niewyraźnie, że musiała ją powtórzyć. Pani Aurelia patrzyła na nią swym nieruchomym wzrokiem, a imperatorskie jej oblicze, nie zdradzało najmniejszego współczucia.
— Wiele pani masz lat?
— Dwadzieścia.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/86
Ta strona została skorygowana.