Cała ta dynastya Lhomme’ów, której była niezaprzeczenie głową, nabawiała ją nieraz kłopotu.
Mouret, zadziwiony że znów spotyka Dyonizę, nachylił się, aby zapytać panią Aurelię czego ta panienka chce? Gdy mu odpowiedziała, że prosi o miejsce sklepowej, Bourdoncle ze zwykłą wzgardą dla kobiet, zdawał się być oburzony tą pretensyą.
— Co znowu, to chyba żarty — szepnął. — Za brzydka jest na to.
— Rzeczywiście, nie ma w sobie nic ładnego — odezwał się Mouret, nie śmiejąc jej bronić, chociaż nie zapomniał jeszcze jej zachwytu na dole, wobec wystawy.
W tej chwili przyniesiono regestr; pani Aurelia zwróciła się więc do Dyonizy. Biedaczka ta nie mogła zrobić dobrego wrażenia, chociaż była bardzo schludna, w swej lichej wełnianej czarnej sukience; nie uważano na ubóstwo toalety, dostarczany tam był bowiem ogólny mundur, to jest suknia jedwabna, ale wydawała się bardzo wątłą i miała twarz smutną. Chociaż nie była w magazynie wymaganą piękność, chciano jednak mieć miłe osoby do sprzedawania. Pod wejrzeniem tych pań i panów, którzy ją badali i oceniali jak klacz targowaną przez chłopów na jarmarku, Dyoniza straciła resztki śmiałości.
— Imię pani? — spytała pani Aurelia.
— Dyoniza Baudu.
— Wiek?
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/88
Ta strona została skorygowana.